fanatyzm, kicz i komercja.



Pojawiła się u mnie ostatnio przemożna ochota, by wyrzucić z siebie różne bzdury. I tym razem nie mówię tutaj o uczuciach i innych pochodnych, a raczej o moim punkcie widzenia na pewne sprawy. Konkretnie mam na myśli falę kultu maryjnego, która dosłownie ZALAŁA Krotoszyn. Peregrynacja!
Śmierdzi fanatyzmem, kiczem i komercją.
Duchowe przeżycia miałam, ale takie, że już nawet przestaje dziwić to, że do Kościoła coraz bardziej mi nie po drodze.
Poza tym nie dzieje się nic. Wieje wiatr. Odgarniam włosy z oczu. Głupi wiatr.
O nie, pyta się mnie o drogę. Dżizas, łażą, szturchają, patrzą, nie patrzą i jeszcze - akurat mnie - pytają o drogę. Gdzie masz iść? Idź pan z duchem czasu, idź se na dno, idź torbami, nawet za ciosem se idź, bylebym ci nie musiała tłumaczyć jak tam trafić. Brzydko dzisiaj pada deszcz, brzydkie są kwiatki, brzydki widok z okna.



26 lipca 2011

urodzinowe zaległości.





Zdjecia z 20 lipca. Zrobione z wykorzystaniem mojego nowego, genialnego statywu! Dzięki za wszystko, ziomki! :)

Dzisiejsza notka nie ma żadnej wartości intelektualnej/artystycznej więc ze “spostrzeżeń bardzo luźnych“ dodam tylko, że najwidoczniej teraz łaski święcą fejsbukowe bluzy czy tam tłitterowe buty. Jeszcze jeden event, na którego nabierze się jakiś naiwniak, a obiecuje, że znajdę tego który to wymyślił...



26 lipca 2011

niepublikowane.






I spokój. Spokój jest. Biegam.
Bieganie jest trochę jak taniec. Pierwsze ruchy niepewne, niewprawne, powolne poszukiwanie rytmu w każdym kroku. Muzyka w słuchawkach dyktuje tempo, góra dół, stopa za stopą, raz dwa, pięty uderzające lekko o podłoże. I już go mam, rytm jest mój. Płynne, zsynchronizowane ruchy, ciało bawi się muzyką, płuca wypełnione powietrzem. Harmonia z samą sobą. Słońce łaskocze łydki, deszcz chłodzi policzki. I biegnę. Nieważne dokąd. Nieważne jak. Po prostu biegnę. Jest tylko bieg. Tylko ja. Nie ma ludzi. Świat znika. Jestem muzyką, własnym rytmem. Krok za krokiem. Nuta za nutą. Byle dalej. Uciec od smutku. Uciec od myśli. Zostawić w tyle wątpliwości. Biec szybko, aż do utraty tchu. Szybciej. Z całych sił. Gonić słońce, zanurzyć w wolności, schwytać radość. Nigdy nie przestawać. Krok za krokiem. Nuta za nutą.
Chyba to lubię.



18 lipca 2011

kariny i inne.










Dobrze mi było. Jest. Gąszcz bloków i pochód szarych twarzy już kompletnie mnie nie wzrusza. Niech sobie będą. 




7 lipca 2011